nie żył. - Co masz na myśli? Gdyby miała dość siły, by przeciwstawić się rodzicom, oddałby jej serce i niczego już by się nie bał. Pozbyłby się wątpliwości. okrucieństwo było naprawdę konieczne? Oczy Rose wypełniły się łzami, ale guwernantka gestem nakazała jej spokój i dała do Wyjęła z kieszeni złożoną gazetę i jeszcze raz odczytała adres, po czym wzięła do ręki wobec naszych gości. Czyżby jednak odezwała się w niej akademicka ciekawość? czuł się lekko zamroczony po całonocnych staraniach, żeby zapomnieć o przykrym spotkaniu - Ty mała czarownico - szepnął jej do ucha. - Jak myślisz, ile jeszcze mogę znieść? Tak, ale wczoraj rodzice strasznie się pokłócili. Tata krzyczał coś o rozwodzie. Gloria zacisnęła z całych sił powieki. Co pocznie, jeśli rodzice naprawdę się rozstaną? Wiedziała, jak to jest: będzie musiała zamieszkać z mamą. Jak to wytrzyma? - Tak myślę. - Uniosła zadziornie brodę. - Ty taki nie byłeś? - Och, jak wspaniale! - wykrzyknęła Rose, chwytając ją za rękę. - Spójrz, otworzyli Ze ściśniętym sercem wziął do ręki przechowywane na dnie szuflady pudełko z biżuterią. Uniósł wieczko, wyjął kolczyki z barwionego szkła i położył je z nabożną pieczołowitością na otwartej dłoni. Matka bardzo lubiła tę tandetną ozdobę. Słyszał jeszcze, jak z powagą mówi „kryształ austriacki”, pokazując mu nowy zakup. Długie sopelki sięgały prawie jej ramion. Nazywała je „zmiotkami”, bo zabawnie ocierały się o skórę. Ciągle jeszcze oczami wyobraźni widział, jak kołyszą się w jej uszach, rzucając wesołe refleksy. Wspomnienie przepełniające czułością i zarazem bolesne.
Było ciemno. Przeraźliwie ciemno. Włączył się jednak - Hej, mały, detektyw Patterson chce się z tobą widzieć! daży nowych, dzięki temu, że stare się zepsują.
Opadła na łóżko, usilnie starając się wymyślić, co począć. Od razu odrzuciła myśl o powiadomieniu ciotki; to najkrótsza droga ku hańbie, tego była pewna. Nie może też zdradzić się z tym przed markizem. Jest kochającym bratem, ale po pamiętnej awanturze z Joshem Baldockiem Clemency oba¬wiała się, że Lysander nie pohamuje gniewu i jeszcze bardziej upokorzy Arabellę. Nie wspominając już o tym, jak niezręczna dla niej samej byłaby ich konfrontacja... Zaczęła właśnie jeść placek, gdy zaniepokoiły ją dziwne hałasy, dobiegające z tyłu. Z początku wzięła je za walki kosów w zaroślach, ale po chwili wyraźnie usłyszała płacz. Odłożyła ciasto, wzięła parasolkę i ostrożnie udała się w stronę krzaków. - Poza Robichaux? - powtórzyła. - Ale kto?
Lysandrze! - pomyślała gorączkowo Clemency. Dlaczego nie Alexandrze? pogrążony w myślach, gdy do pokoju weszła panna Tyler. zostawić ze mną?
- Dzień dobry, panno Gallant. - Będziesz kijem odganiał od niej chłopców. - Uniki nic nie zmienią - powiedziała cichym głosem, od którego przebiegł go dreszcz. - Mamy rozkaz, proszę pani. pragnął jakiejś kobiety, od razu składał propozycję, a ona ją przyjmowała lub odrzucała. - Kim ty, u licha, jesteś? Nigdy nie zdołałaby wyjaśnić, dlaczego przyjęła tę posadę. Ani dlaczego tak się